...Pustka.... 
Uśmiechnął się widząc lekko przymrużone oczy Harry'ego, który właśnie z trudem starał się wyrwać ze snu. Przyglądał się mu krótką chwilę, póki całkowicie nie odkleił od siebie powiek i nie wypowiedział pierwszych słów.
Dzień dobry, Louis. 
Wskazał ręką na półkę nocną. Chłopak od razu przeniósł na nią wzrok, po czym uradowany podniósł z niej srebrną tacę z przygotowanym śniadaniem. Usadowił się wygodnie przykrywając nogi kołdrą i zabrał się do spożywania posiłku. Nie miał zbyt wiele czasu, więc zdecydował się usmażyć naleśniki, które ozdobił owocami i pokrył białą kołderką bitej śmietany. Sam nie sądził, że aż tak bardzo go to uszczęśliwi. 
- Pychota. - oblizał swoje usta ze smakiem i podarował mu delikatny całus w policzek. Jego nagi tors przyprawiał Louis'ego wciąż o dreszcze, mimo, że miał okazję widzieć go dzień w dzień przez ostatnie parę miesięcy. - Czasami zastanawiam się, czym sobie na Ciebie zasłużyłem. - absurdalne pytanie. Czym? Wszystkim. 
- Ależ Harry. Dobrze wiesz, że jesteś idealny, pod każdym względem. - odpowiedział nie zastanawiając się nad swoimi słowami. 
- Powiedzmy, że wierzę Ci. - wiara i zaufanie podstawą dobrego związku. 
- Co dziś będziemy robić? Masz na coś ochotę? - zapytał Louis. Tak dawno nie wychodzili razem z ich przytulnego mieszkanka. Woleli napawać się swoją obecnością, leniuchując całą dobę. 
- Co powiesz na ciastko z kremem w Suavity? - zaproponował Harold. 
- W sumie... To dawno tam nie byliśmy. - uśmiechnął się szatyn. - Z chęcią odwiedzę Liama. - zgodził się. 
Około godziny 15 stanęli przed drzwiami dobrze znanej im cukierni i otrzepali ze śniegu buty. Przekraczając próg drzwi wejściowych uśmiechnęli się oboje czując tą miłą atmosferę, która wypełniała całe pomieszczenie. Powiesili płaszcze wraz z szalami na wieszaku i zajęli miejsce przy ulubionym stoliku. Był z niego dobry widok na stare zdjęcia powieszone w gablotce na przeciwko lady.
Louis zadzwonił dzwoneczkiem, a Liam od razu do niego podszedł.
- Co Cię tu sprowadza? - spytał przyjaźnie.
Louis wskazał na swojego towarzysza.
- Przyszedłem tu wraz z Harry'm. Postanowiliśmy odwiedzić naszą ulubioną cukiernię. - zaśmiał się.
- Okej. - chłopak przedłużył pierwszą literę wyrazu i spojrzał na Tomlinsona jak na kompletnego idiotę.
- Coś nie tak? - zapytał zdezorientowany.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. - położył przed nim pączki i dwa kubki małej czarnej.
- Boo? Nie przejmuj się. - Harry objął go ramieniem i oboje wyszli na dwór. - Gdzie teraz idziemy?
- Przed siebie Hazz, przed siebie.
Louis zadzwonił dzwoneczkiem, a Liam od razu do niego podszedł.
- Co Cię tu sprowadza? - spytał przyjaźnie.
Louis wskazał na swojego towarzysza.
- Przyszedłem tu wraz z Harry'm. Postanowiliśmy odwiedzić naszą ulubioną cukiernię. - zaśmiał się.
- Okej. - chłopak przedłużył pierwszą literę wyrazu i spojrzał na Tomlinsona jak na kompletnego idiotę.
- Coś nie tak? - zapytał zdezorientowany.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. - położył przed nim pączki i dwa kubki małej czarnej.
- Boo? Nie przejmuj się. - Harry objął go ramieniem i oboje wyszli na dwór. - Gdzie teraz idziemy?
- Przed siebie Hazz, przed siebie.
Miłość jest radością świata, słońcem życia, wesołą melodią na pustyni. 
Dzień, w którym Louis ujrzał Harry'ego po raz pierwszy, diametralnie odmienił jego życie. Stał się weselszym, bardziej radosnym człowiekiem, przez co zupełnie inaczej spoglądał na świat. Tak, jakby założył różowe okulary.
Miłość jest znalezieniem siebie wewnątrz siebie.
Czas upływał z niewyjaśnioną szybkością. Nie potrafili nawet nacieszyć się swoją obecnością. Znaleziona przez nich polana, była idealnym miejscem przeznaczonym odpoczynkowi. Leżeli na trawie delektując się swoim towarzystwem, nie zwracając uwagi na nic, co znajdowało się wokół nich. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Szaleńczo w sobie zakochani, błagając, by móc trwać w tym stanie na wieki.
*dźwięk dzwoniącego telefonu*
- Halo? - zapytał Louis. 
- Boo Bear? - rozpoznał w słuchawce głos Johanny. 
- Tak mamo? 
- Dzień dobry synku. Co robisz? A właściwie... Bezsensowne pytanie. Pewnie jesteś z Harrym? - zaśmiała się. 
- Tak, z Harrym. A co? - odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha. 
- A kiedy byście wpadli do nas do Doncaster? - obawiał się tego pytania. Nie chciał sprawiać Jay przykrości, ale jak na razie nie miał na to czasu. Chciał każdą wolną chwilę spędzić sam na sam z Harrym, lecz wiedział, że czas odwiedzin w swoim rodzinnym mieście zbliżał się nie ubłagalnie.
- Za dwa tygodnie, może mniej, lub więcej? 
- Kochanie, ja tak bardzo chcę poznać Twojego ukochanego. 
- I poznasz, mamo. Obiecuję. - położył prawą dłoń na serce. 
- A może dasz mi Harry'ego do telefonu? Chciałabym z nim chwilkę pogadać. - poprosiła grzecznie.
- Mam się bać? 
- Będę grzeczna synku. - zapewniła. 
Louis przyłożył Harry'emu słuchawkę do ucha. 
- Tak? - spytał. 
- Halo? Jest tam kto? - wypytywała Jay. 
- Słyszy mnie pani? - tym razem krzyknął. 
- Louis? Louis dałeś ten telefon Harry'emu? - Tomlinson zabrał komórkę. 
- Mamo? Jesteś tam? 
- Tak, jestem. 
- Co się stało? Nie słyszałaś nic? 
- Nic, kompletnie. To dziwne. Teraz słyszę wszystko dokładnie, a wcześniej? Pustka. - to zdziwiło Louis'ego. 
- Musimy już lecieć. Papa. - pożegnał się. 
- Trzymajcie się! Buziaki. 
*czerwona słuchawka - połączenie zakończone*
Na polanie poleżeli jeszcze parę minut, po czym wstali i trzymając się za rękę dumnie szli kierując się do ich wspólnego domu. W połowie drogi lunął deszcz, więc dochodząc na miejsce byli cali przemoczeni. 
Od razu przebrali się w suche i czyste ubrania oraz usiedli przy kominku popijając ulubioną herbatę.
Zapach cynamonu rozniósł się po całym domu, gdy Louis wyjął z piekarnika świeżą i gorącą szarlotkę. Od razu zabrali się kosztowania ciasta. Kochali wieczory spędzone razem przy kominie w salonie.
Na talerzach zapanowała pustka więc oboje ułożyli je w zmywarce. Odchodząc z kuchni pokierowali się do sypiali i położyli się spać.
Zapach cynamonu rozniósł się po całym domu, gdy Louis wyjął z piekarnika świeżą i gorącą szarlotkę. Od razu zabrali się kosztowania ciasta. Kochali wieczory spędzone razem przy kominie w salonie.
Na talerzach zapanowała pustka więc oboje ułożyli je w zmywarce. Odchodząc z kuchni pokierowali się do sypiali i położyli się spać.
Życzę Ci kolorowych snów. 
Życzę Ci spokoju i ciszy. 
Życzę Ci byś nie był sam. 
Życzę Ci byś trafił do krainy, w której nie ma trosk. 
Ale proszę...
Zostań na chwilę. 
Nie zostawiaj mnie samego. 
Nie pozwól, bym czuł się źle. 
Pocałuj mnie i powiedz, że wszystko będzie dobrze. 
Że dla Ciebie jestem idealny. 
Że wcale nie muszę się zmieniać. 
Że beze mnie nie potrafisz żyć. 
Że działam na Ciebie jak narkotyk. 
Że chciałbyś, bym już nigdy Cię nie opuszczał. 
Że dzięki mnie Twój świat nabrał kolorowych barw. 
Że gram główną rolę w Twojej przyszłości. 
Że nie zamieniłbyś mnie na nikogo innego. 
Że rozmowa ze mną działa ja Ciebie kojąco. 
Że chciałbyś mnie już zawsze przy sobie. 
I na sam koniec...
Powiedz mi jak bardzo mnie kochasz. 
Bo ja...
Kocham Cię bardziej niż Romeo kochał Julię. 
Niż Jack kochał Rose. 
Niż Landon kochał Jamie. 
Mógłbym opisywać swą miłość do Ciebie milionami słów. 
Lecz wiedz... 
Że jest ona głębsza, niż bezdenny ocean. 
Nie zostawiaj mnie samego...
Nigdy...
~Nie będziesz się spodziewał, kiedy nastąpi koniec Twojej pięknej bajki~